IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 Coś, co miało być tylko creepypastą... A okazało się historią z życia wziętą.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Eleanora


Eleanora
Raven Tail


Liczba postów : 110
Dołączył/a : 21/08/2015

Coś, co miało być tylko creepypastą... A okazało się historią z życia wziętą. Empty
PisanieTemat: Coś, co miało być tylko creepypastą... A okazało się historią z życia wziętą.   Coś, co miało być tylko creepypastą... A okazało się historią z życia wziętą. Icon_minitime02.09.15 0:35

Pojęcia creepypasty chyba nikomu w świecie forów tłumaczyć nie trzeba?
W razie potrzeb: klik

W każdym razie: po necie krąży pewna opowieść mówiąca, że niejako dwoje japońskich dzieci miało popełnić samobójstwo po grze w sławną w latach '90 platwormókę na Gameboy'a - Pokemon. Nieprawdą jest fakt, że dźwięk przemycał wysokie tony (8-bitowe melodie nie miały wówczas takich możliwości, co innego teraz). Jednak całą historia ma w sobie ziarnko prawdy. Dwoje dzieci faktycznie POPEŁNIŁO SAMOBÓJSTWO po wejściu do sławnego już Lavender Town... Pozostawiły po sobie tylko list...

Dlaczego tak to piszę? Bo chcę Wam przedstawić to w formie "krótkiego" opowiadania. Szczerze czekam na Wasze komentarze z opinią, co sądzicie o moim stylu... Ale też przede wszystkim, co sądzicie o tej historii.




Był już wieczór, gdy Tanaka i Hoshi przywitali rodziców w domu. Przez cały dzień opiekowała się nimi ich ciocia, którą niezwykle kochali. Teraz żegnała się z nimi czule i błogosławiła resztę ich dnia, była bowiem kapłanką w świątyni miasteczka.
- Dziękujemy za opiekę, Ushio. - Podziękował ojciec obojga dzieci, kłaniając się siostrze głęboko w wyrazach szacunku.
- Przecież wiesz, że to dla mnie drobiazg. Tak kocham twoje dzieci. - Westchnęła, uśmiechając się. - To kochane szkraby. Z pewnością wyrosną na wspaniałych ludzi. - Ushio odkłoniła się lekko, aczkolwiek dostojnie.
Wymieniali tak jakiś czas uprzejmości, gdy matka dzieci zakrzątnęła się w kuchni, by przygotować kolację. Wieczór był naprawdę miły i spokojny. Nawet temperatura nie doskwierała. Wiatr lekko szumiał w koronach drzew, nieopodal szumiało morze... Istna sielanka.
W końcu jednak przyszedł czas, by pożegnać się z ukochaną siostrą i ciocią. Rodzina zasiadła do przygotowanej przez matkę kolacji. Wszyscy jedli w milczeniu, jak nakazywały obyczaje. Po spożytym wspólnie posiłku nadszedł czas na rodzinne wspominki i ogólne rozmowy. Każdy wymieniał się tym, co zaszło w dniu.
- A ciocia kupiła mi grę! - Wykrzyknęła wreszcie Hoshi, przynosząc swoją nową konsolę. - O, mamo, zobacz! - Usiadła rozradowana na kolanach matki i włączyła grę. Na ekranie pojawiły się szare piksele ukazujące chłopca gdzieś na środku pola. Dziewczynka zaczęła uparcie biegać to w lewo, to w prawo, pokazując mamie mechanikę gry. Kobieta się tylko uśmiechała i głaskała córkę po głowie. Wcale nie dziwiła się, że mała jest tak zafascynowana małą, prostą grą. W końcu miała tylko osiem lat.
- To bardzo miło z jej strony. - Powiedziała w końcu matka, uśmiechając się lekko. - A jak tobie minął dzień, Tanaka? - Zapytała po chwili, przenosząc wzrok na starszego syna.
- Dobrze, matko. - Odpowiedział ułożony już chłopiec. Dwunastoletni syn odebrał solidne wychowanie od ojca. Przecież w każdej chwili mógł zostać głową rodziny, kobiety musiały znaleźć w nim oparcie. Przynajmniej takie było zdanie ojca. - Pomagałem w kuchni cioci Ushio, posprzątałem trochę dom i grałem chwilę w grę, którą dostała Hoshi, bo nie mogła czegoś przejść...
Chłopak niepewnie spojrzał na ojca, jakby spodziewał się, że go zruga za "takie marnotrawienie czasu". Nic takiego jednak nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie, ojciec nawet skinął mu z uznaniem głową.
- To bardzo miłe z twojej strony, Tanaka, że pomagałeś nie tylko cioci, ale także naszej mamie w obowiązkach i kochanej Hoshi odnaleźć przyjemność w grze. - Skomentował to ojciec, przez co chłopak nagle się rozpromienił. Był szczęśliwy, że otrzymał aż taką pochwałę od ojca.
- Mamo, a mogę iść jutro z Tanaką do Yuny? - Zapytała dziewczynka, patrząc z błaganiem w oczach na matkę.
- Jutro jest środa, prawda? Czy przypadkiem Yuna nie ma późnych zajęć? - Zapytała mama spokojnie, patrząc na ojca. Widać było, że to on sprawuje tutaj największą władzę.
- Ale ja poszłabym rano... - Zaprotestowała Hoshi, odkładając włączoną konsolę na kolana.
- Rano jest szkoła... - Przypomniał jej brat mimochodem, patrząc gdzieś na jej kolana, jakby miał ochotę zagrać z nią w dalszą część. Sam był najwyraźniej ciekawy. Widząc jednak minę ojca szybko się opanował.
- No to po południu! - Kombinowała dziewczynka naokoło. Najwyraźniej bardzo jej zależało, by pochwalić się nową grą.
- Zobaczymy jutro, skarbie. - Matka dała jej buziaka w czoło. - Teraz należy iść spać.
- Ale mamuś... - Zaczęła Hoshi, jednak wystarczył jeden gest ojca, by przestała skamleć.
- Jutro o tym porozmawiamy. - Powiedział spokojnie, co dziewczynka przyjęła z rozgoryczeniem. Mało brakowało, by się rozpłakała.
- Chodź, Hoshi. Może w pokoju spróbujemy jeszcze chwilę pograć. Obiecuję, że nie za długo. - Dodał, patrząc na rodziców. Najwyraźniej uznali to za dobrą kartę przetargową, by zakończyć rozmowę o koleżance Hoshi. Dziewczynka bez słowa wzięła konsolę w rączki i podążyła za bratem. Ten jednak zatrzymał ją przed drzwiami i lekko obrócił w stronę rodziców.
- Dobranoc. - Powiedział spokojnie, kłaniając się lekko. Hoshi szybko zrozumiała, ze mało nie obraziła rodziców i poszła w ślady brata. Rodzice także życzyli ich spokojnego wypoczynku i udali się do swojej sypialni.
Kilka minut później oboje już leżeli w łóżkach. Tanaka trzymał w rękach konsolę, Hoshi zaglądała mu przez ramię, co chłopak robił. Na ekranie pojawiały się i znikały różne stworzenia, z którymi Tanaka spokojnie walczył. Jego startowy pokemon, Charmander dawno już awansował w Charizarda, z czego chłopak był wręcz dumny.
- Jak sądzisz, daleko do końca? - Zapytała w pewnym momencie Hoshi, machając w górze nóżkami.
- Im dalej tym ciężej... Ale raczej jeszcze daleko. - Odparł jej brat, wchodząc do kolejnego miasta.
- Ale dziwna muzyka... Boję się, Tanhaka... Wyłącz, jutro to przejdziemy... - Szepnęła do niego siostra, patrząc na wyświetlacz. Chłopak akurat zaczął rozmawiać z jakimś NPC, z małą dziewczynką... - Co tam pisze? - Zapytała po chwili.
- "Czy wierzysz w duchy?" - Przeczytał pytanie. Pod spodem były do wyboru dwie odpowiedzi: tak i nie.
- Nie. - Odparła dziewczynka. Tanaka przesunął kursor w dół i kliknął "nie".
- "Ah, szkoda. Ta ręka na twoim ramieniu pewnie mi się przewidziała." - Przeczytał chłopiec, przekręcając głowę w bok. - Miasto duchów? - Zapytał sam siebie, wchodząc do jednego z domków.
- Tanaka, proszę, wyłącz... Boję się... - Pisnęła cicho Hoshi, chowając się pod kołdrę. - To miasto jest straszne!
- Nie ma czego się bać. Przecież to tylko gra... - Odparł jej brat i, będąc ciekawym, co dalej, zaczął szukać questów w tym mieście. Przeczytał tam historię Marowak'a i jej syna, Kubone'a. Opowiedział to swojej siostrze, której najwyraźniej strach chwilowo minął. Była zachwycona postawą mamy Marowak, mówiąc w kółko, że biedne dziecko pewnie czeka na uprowadzoną mamusię. Melodia jednak nadal ją lekko przerażała. Jeszcze bardziej się wystraszyła, gdy jej brat wszedł do wieży stojącej w prawym górnym rogu miasta. Brat z wolna, nieświadomie, zaczął siostrę nakręcać, opowiadając każdy szczegół, co się dzieje w grze. O tym, ze walczył z duchami imieniem Gastley i wieloma opętanymi kobietami, które miały za zadanie przepędzić lub uspokoić duchy. Każda z nich przed walką mówiła coś potwornego. Po kilku minutach dziewczynka, naprawdę zdjęta strachem, zaczęła się trząść. Była niesamowicie wdzięczna, gdy jej brat wyszedł z upiornego miasteczka. Poszedł szukać pewnych okularów, by móc odnaleźć ducha, który blokował wejście na ostatnie piętro.
Nim się obejrzeli, było już dawno po północy. Chłopakowi wreszcie udało się odnaleźć okulary i znowu wszedł do znienawidzonego przez Hoshi Lavender Town.
- Jutro zobaczysz tego ducha, proszę... - Piszczała raz za razem.
- Toć to tylko gra... - Uspakajał siostrę Tanaka, choć jego głos także nie brzmiał już aż tak przekonująco jak za pierwszym razem. Powoli i jego ręce się trzęsły. Nie dopuszczał do siebie myśli, że się tak boi. Wmawiał sobie, że to... Ekscytacja. Zafascynowanie. Ciekawość, co to za duch blokuje mu drogę...
Gdy zobaczył Marowak'a na ekranie, puścił konsolę. Melodia już była nie do wytrzymania. Nieświadomie rzucił grę gdzieś w róg pokoju i spojrzał na siostrę. Zdawało mu się, że ma omamy. Myślał, ze jego siostra płącze tylko w jego umyśle... Jednak dziewczynka była tak zdjęta strachem, że nie tylko się rozpłakała, ale zsikała się też na pościel. Chłopak żółtą ciecz skojarzył nieco inaczej. Zdławił jednak krzyk i przytulił siostrę.
- W prawdziwym świecie nie ma duchów... Prawda? - Zapytał, patrząc na zapłakaną twarz siostry. Ta jednak milczała. - Powiedz, ze to prawda... Potwierdź. Często rozmawiasz z ciocią o duchach... Ona pewnie ci powiedziała... - Mimo niemal uporczywych prób wyłonienia jakichkolwiek informacji od siostry, ta była już tak zapłakana, że choćby chciała, to nie mogła wydusić odpowiedzi.
- Są. - Wykrztusiła jednak po parunastu próbach. - Jest... wiele... Dobrych... i złych. - Wychlipała. Ta odpowiedź przeraziła nie tylko chłopca, ale samą Hoshi także. Rozpłakała się jeszcze bardziej, jednak nadal słychać było tylko ciche chlipanie, a sypialnia rodziców była za daleko, by dorośli mogli cokolwiek usłyszeć.
- Hoshi... A gdzie my mieszkamy? - Zapytał w końcu chłopak, patrząc przerażonym na dziewczynkę. Powoli zaczął analizować, co pamięta z miasta. Sami mieszkali w pobliżu urwiska, nad morzem. W pobliskim miasteczku faktycznie była spora wieża... Choć teraz sam nie był pewien, czy nie myli już rzeczywistości z grą - ze strachu.
- Nie wiem. - Pisnęła cicho, ściskając mocniej brata. Jej strach powoli zaczynał przeradzać się w histerię, a histeria - w szok.
- Jestem tutaj... Cichoooo..ooo..... - Zabrzmiało to trochę jak wycie ducha. Chłopak sam zaczął cicho popłakiwać. - Nieeeee móóóów taaacie, że teeeeeeeeż płaaaaakaaaałem.... - Wyjęczał. Dziewczynka w histerii puściła, wręcz nawet odepchnęła brata i uciekła przez balkonik na zewnątrz.
- Zostaw Tanakę, duchu! - Wrzasnęła całkiem głośno, jak na ochrypniętą od płaczu dziewczynkę. Jednak dalej było to porównywalne do głośności zwykłej rozmowy.
To przeraziło chłopaka do obłędu. Sam zauważył, że faktycznie: mówił jak duch... Zaczął się bać. Bał się, że faktycznie coś mogło go opętać. Przecież ciocia nie raz mówiła, ze złe zapędy mogą przywoływać złe duchy. A on miał złe zapędy. Pomimo zakazu ojca grał w tą głupią grę. Pomimo strachu siostry on nie przestawał grać...
Chłopak szybko zabrał kartkę papieru i długopis. Zaczął coś skrobać na papierze. Hoshi pozostała na dworze i trzęsła się już nie tylko ze strachu, ale także z zimna...
"Drogi ojcze, kochana mamo.
Zostałem opętany przez duchy. Słyszę ich głosy w swojej głowie. Nie chcę, by przeszły na kogokolwiek z rodziny. Chcą mojej krwi. Przepraszam..."
Zostawił to pod swoją poduszką. Zaraz potem rozpędził się, wybiegł przez otwarty balkonik i płacząc skoczył z wysokiego klifu do wody. Hoshi nie miała nawet szans go złapać. Poza tym, była zbyt przerażona, by to zrobić. Po chwili jednak nieco zrozumienia przyszło do jej maleńkiej główki.
- Tanaka? Tanaka! - Krzyknęła, podchodząc do klifu. - Tanaka... - Szepnęła cicho. Nawet nie wiedziała, dlaczego wstała... Dlaczego nagle zrobiła jeden krok do przodu... O jeden za dużo.

Rano rodzice odnaleźli list syna. Słyszeli melodię rozbrzmiewającą z konsoli... Melodię z Poketower w mieście Lavender.




Skąd wiem, że to jest prawdziwa historia? Widziałam autentyczny list i czytałam tłumaczenie angielskie. Pod spodem, pod listem były kolejne napisy: "Opętany przez demona syn wasz". List jest prawdziwy, przynajmniej ja w to wierzę. Wyraźnie był napisany jeszcze nie do końca wprawną ręką dziecka.
Media w Japonii podawały wieści o wielu samobójcach przez melodię z pierwszego Lavender Town, dlatego też melodia w kolejnych wersjach została diametralnie zmieniona.
Część tego wyżej jest fikcją literacką opartą na faktach. Nie wiem, jak naprawdę miała na imię dziewczynka i chłopiec z tej historii. Imiona są przypadkowe.
Powrót do góry Go down
https://ftng.forumpolish.com/t1109-eleanora
 
Coś, co miało być tylko creepypastą... A okazało się historią z życia wziętą.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Dwie propozycje: Historia na star / Misja fabularna w arc'ach

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Fairy Tail New Generation :: Archiwum starego FTNG :: Hyde Park :: Strefa Artystyczna-
RadioAoi.plHalo PBFPBF ToplistaCoś, co miało być tylko creepypastą... A okazało się historią z życia wziętą. Eca5e1iI love PBFPBF Toplista~**~.: ANIME TOP100 :.Najlepsze strony o Anime i Mandze w necie